Hej,
przepraszam za niepisanie, ale tego jest po prostu tyle, że fizycznie nie ma kiedy. Codziennie myślę, żeby coś naskrobać, jednak rano szkoła, potem obiad, następnie godzina-dwie snu i do nocy nauka. Zacząłem używać stoperów do uszu. Na szczęście aż tak źle wygląda tylko początek tygodnia, pierwsze trzy, cztery dni, dalej jest trochę lepiej. Z bio jestem w połowie genetyki, z chemii mam zrobione już całe węglowodory i nawet napisałem z nich jeden sprawdzian. Z matmy zacząłem trzecią klasę i zrobiłem funkcję wykładniczą. Więc nie jest najgorzej. Tylko jestem bardzo przepracowany, dopada mnie już trochę 'zmęczenie materiałem'. I wszędzie się spóźniam.
Dlatego też, aby się od tego oderwać i nieco odstresować, w następny weekend wypad do Warszawy. Pojadę w piątek, kupiłem już nawet bilet. Cieszę się, że na chwilę zapomnę o tej gonitwie, spotkam się ze znajomymi. Najbardziej z tego, że pomieszkam u K. i będziemy mogli normalnie pogadać (przy piwie i whisky rzecz jasna), bo przez telefon to jednak ciężko trochę. Szkoda, że jest w domu tylko wieczorami i w nocy. Bardzo dużo pracuje, ale jest najlepszym dowodem na to, że ciężka praca się opłaca, dosłownie. Umówiłem się też już z moją dobrą przyjaciółką E. i ze znajomą lekarką stażystką. Ta ostatnia akurat wtedy wraca z Anglii. Chciałbym się jeszcze spotkać z 2-3 osobami, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. Powinno być nieźle.
Można powiedzieć, że dzisiaj miałem parę razy śmierć w oczach. Mianowicie jechaliśmy sobie we czwórkę, prowadził kumpel, który dopiero co zdał na prawo jazdy, nawet nie ma jeszcze papierów. I właśnie nie wiem jakim cudem zdał. Pomijam fakt, że szarpało niemiłosiernie. Ciekawsze były momenty, jak np. wyjeżdżaliśmy z podporządkowanej i prawie uderzył w nas z boku rozpędzony samochód, albo jak na rodzie wjechał na zły pas i prawie staranował nas tir. Ale ogólnie było spoko, chyba ja i tak najmniej się bałem, bardziej dziewczyny. Kurczę, wszyscy robią prawko, a ja dopiero po maturze. Wcześniej nie mogłem, bo leki, a teraz nie mogę bo raz, że leki, a dwa, że przecież nie ma kiedy.
A propos leków, dzisiaj w aptece farmaceutka nie była w stanie za nic odczytać, nazwy leku na recepcie, a ja też nie pamiętałem, bo chirurg wymyślił coś nowego. Jednak poszedłem do drugiej apteki i jakoś się udało, aczkolwiek leku akurat nie było, takie moje szczęście...
Chciałbym zacząć chodzić na siłownię, ale też nie ma kiedy. Cholera! Nie wiem, może K. mnie zmotywuje.
Tymczasem zbieram się powoli spać, jutro tylko historia, a potem do domu i się uczyć! W czwartek mam sprawdzian z trygonometrii (ble...!), w poniedziałek z biologii z tej połowy genetyki, dodatkowo wypracowanie z polskiego w szkole i z niemieckiego domowe. Powinienem jeszcze porobić zadania z chemii. Czy o czymś zapomniałem, hmmm....? A, tak, w środę po 11 listopada mam kolosa z bio z całego człowieka! Masakra, i jak tu nie zwariować...
R.
Dziwny film, ale nutka spoko.