9/30/2014

[216] Dupa!

Wszystko idzie nie tak, jakbym tego chciał, jednym słowem - DUPA!
Sypie się chyba wszystko, tak w szkole, jak i poza szkoła, w relacjach z innymi ludźmi. Po prostu wszystko, ze wszystkich stron. Dosłownie zwariuję, jak tak dalej pójdzie. Chociaż mam nadzieję, że przesadzam i tylko wyolbrzymiam problemy. Niemniej jednak nie wygląda to wszystko dobrze z mojej perspektywy...
R.
P.S.
Przepraszam za niecenzuralne słowo, ale ono najlepiej oddaje sytuację.

9/29/2014

[218]

Jutro mam na tę zabójczą godzinę, 7 10, ale nie chce mi się już spać po tym, jak odezwał się znajomy z Wiednia. Nie rozmawialiśmy ze dwa miesiące, więc fajnie było odświeżyć kontakt. Świetny człowiek po prostu, chyba pod wszystkimi względami, mój autorytet.
Ten weekend zamiast dodać mi sił, wykończył mnie. Zrobiłem mniej, niż powinienem, ale mówi się trudno, to co zrobiłem to i tak dużo. Chociaż się wyspałem. Przynajmniej na jutro jestem jako-tako przygotowany. Już nie mogę doczekać się jutrzejszej dyskusji o zagubionym kluczu, bez pomocy 'protektora' pewnie się nie obejdzie haha. A tak serio, chcę wziąć klucz zapasowy i dorobić 2 egzemplarze, jeden dla szkoły, a drugi dla siebie (ale ciii, tajemnica). Cieszę się, że deklarację maturalną złożyłem już w zeszłym tygodniu. Teraz tylko trzeba ustalić formalnie dostosowania.
Zawsze po rozmowie z tym moim znajomym, który osiągnął już de facto bardzo wiele, a o wiele wiele więcej jeszcze dopiero przed nim, jak spojrzę na posty tudzież komentarze ludzi z mojej klasy czy szkoły na Facebook'u zaczynam się śmiać, z ich stylu, z ich 'problemów', z ich kultury, a raczej jej braku etc. Jak patrzę na nich w szkole mam tak samo. Oczywiście nie wszystkich. Wiem, trochę chamsko to brzmi, ale tak jest.
Prowiant (sałatka + kanapeczki) na jutro już zrobione, więc teraz tylko się spakować, wziąć prysznic i spać.
R.

9/26/2014

[220] study hard

Przepraszam za niepisanie, nauka tak mnie pochłonęła (żart). Tak serio, to nie miałem weny.
Jakoś szczególnie wiele się nie działo, w środę bio i pytanie z oka przez 30 minut (!), w czwartek matma, której część przepadła ze względu na próbną ewakuację szkoły. Byłem bardzo zdziwiony, jak zadzwonił dzwonek w środku lekcji, bo spodziewałem się tego gdzieś w listopadzie, gdyż tak to zazwyczaj było. Pan Doktor Rehabilitowany nie był zadowolony, wręcz zniesmaczony, że przerwano mu lekcję. Biedaczek nie wiedział, co się dzieje, więc dopiero jak powiedziałem mu, że to ewakuacja i musimy wyjść, wyszliśmy. Sale powinno się zostawić otwarte z kluczem w drzwiach, ale my zamknęliśmy i zabraliśmy jedyny klucz, a co. Po tej matmie miałem jeszcze niemiecki, na którym 5 (słownie: pięciu) germanistów kłóciło się o użycie czasu Futur II. Ale miałem z nich wszystkich bekę. Chociaż bardziej się śmiałem, jak jedna z tych nauczycielek (tłumacz przysięgły) wyjęła z torebki, uwaga, kasę fiskalną hahaha (!)
Wyszedłem ze szkoły po 15, bo miałem jeszcze trochę spraw do załatwienia. Idziemy sobie z R. i dwoma chłopakami ulicą na przystanek, a tu z naprzeciwka idzie chemica mojej klasy (już nie moja). No to ja mówię "Dzień dobry", a ona się spojrzała tym swoim dziwnym wzrokiem i równie dziwnym głosem mruknęła: "No, ale rozbawione towarzystwo!". Nie wytrzymałem i parsknąłem jej w twarz śmiechem, wcale nie byliśmy jakoś szczególnie rozbawieni, raczej uśmiechnięci.
Dziwne jest takie ciśnięcie sobie 'dla żartów'. Nie rozumiem tego, gdyż po paru zdaniach przeradza się to w obrzydliwe obrażanie siebie nawzajem, do tego stopnia, że nie da się tego słuchać. Ja w tym nie brałem udziału, tylko słuchałem. I po pewnym czasie miałem ochotę dać w mordę tym dwóm chłopakom, którzy się za nami wlekli (od R. z klasy, rok młodsi, więc mogłem spokojnie). Na szczęście obeszło się bez rękoczynów, bo jak nas ta chemica minęła, to się oddalili.
Dziś miałem wolne, wolne od szkoły, ale nie od nauki. Pospałem sobie do 9, ale wstałem po 10. Za bio wziąłem się koło 11 30, potem zrobiłem 50 zadanek obliczeniowych z chemii i na deser matma, ale tak bardzo mi się nie chciało już tego robić, że rzuciłem w cholerę.
Jutro i w niedzielę to samo, trzeba siąść na czterech literach wreszcie i się pouczyć. Mam nadzieję, że może na tygodniu we wtorek albo w środę uda się gdzieś wieczorem wyskoczyć, ale zobaczymy, każdy zaganiany, nie ma czasu...
W czwartek miałem jeszcze angielski wieczorem, ludzie fajni, nie wiem, czy wszyscy, ale niektórzy spoko, inaczej, niż u mnie w szkole. I właśnie na szczęście nie ma w grupie nikogo ode mnie ze szkoły.
Jeszcze cholera mam problem, bo pożyczyłem klucz do swojego 'gabinetu' i ta dziewczyna go gdzieś posiała, a ja mam teraz nieprzyjemności. Trochę boję się przez to poniedziałku, bo się osłucham (znowu, bo w czwartek już się osłuchałem). Niemniej jednak są o wiele większe problemy niż głupi klucz czy w ogóle szkoła.
Obejrzałem już dziś wieczorem jeden film, ale zaraz lecę oglądać następny, muszę się odstresować.
R.

9/23/2014

[223] Sick

Od piątku jestem chory. Wzmaga się to niestety coraz bardziej. W weekend bolało mnie tylko gardło, ale od wczoraj doszedł katar, cieknący nos, łzawiące oczy, bóle mięśni. W szkole też wszyscy chorzy, tak koledzy i koleżanki, jak i nauczyciele. Podobno panuje u nas 'epidemia' anginy ropnej. Możliwe, że to złapałem, jednak leki, które biorę na coś innego, złagodziły również i to. Takie szczęście w nieszczęściu. Najgorsze jest chyba to, że mogę brać tylko Rutinoscorbin, nie mogę wziąć nawet Gripexu ze względu na kochaną wątrobę, żeby jej nie rozwalić. Masakra.
Tak więc robię to, na co zawsze kląłem, a mianowicie chodzę chory do szkoły (i zarażam innych, chociaż staram się nie). Nauczycielom nawet nie przeszkadza, że przez całą lekcję kicham, smarkam, kaszlę. Bardziej byliby źli, gdybym poszedł na zwolnienie. Cóż, uczeń na nauczaniu indywidualnym nie ma prawa być chory (tak samo jak student medycyny, serio). Już nawet noszę ze sobą w torbie takie duże pudełko chusteczek, bo mała paczka szła w godzinę.
Po tych dwóch dniach ledwo żyję. Najdziwniejsze jest chyba to, że w poniedziałki i wtorki kładę się najpóźniej ze wszystkich domowników spać, a wstaję najwcześniej, kiedy oni jeszcze smacznie śpią. W poniedziałek byłem strasznie wściekły, bo chory, tylko wyszedłem z domu, a zaczął lać deszcz.
Z chemii zrobiłem alkany, izomerię alkanów i cykloalkany. Z bio skończyłem nerwowy i zrobiłem oko. Z matmy wreszcie skończyłem ciągi i ich granice. 'Wesele' również skończone, w przyszłym tygodniu bierzemy się za "Przedwiośnie'. Lecimy jak burza.
Wczoraj wieczorem pocieszałem się, że muszę wytrzymać do czwartku włącznie, a potem mogę trzy dni chorować (w sensie nie wychodzić z domu, ale i tak się uczyć). Piątek mam bowiem w tym tygodniu wolny, więc mam trzydniowy weekend. Przyda się.
Jestem strasznie nieodpowiedzialny. Zakatarzony, kaszlący, poleciałem z R. i jeszcze jednym znajomym na długą przerwę na deptak. Zdążyliśmy oddalić się od szkoły, zaczęło niemiłosiernie lać. Pomimo, że prawie biegliśmy w drodze powrotnej, to i tak wróciliśmy cali mokrzy. Dodam, iż oczywiście nie chciało nam się zabrać kurtek, bo po co. Włosy miałem takie, jakbym wyszedł właśnie spod prysznica. Ale w sumie to tylko woda, nie rozpuszczę się, chociaż R. jęczał, że się rozpuszcza, bo przecież taki słodki jest (to jego słowa).
Po moich lekcjach posiedziałem sobie jeszcze na niemieckim z klasą, a raczej pogadałem z nimi i z Soreczką. Uwielbiam wyciągać jakieś nieznane powszechnie przez uczniów fakty z życia szkoły i nauczycieli i mówić nauczycielom, że wiem o tym, o tamtym... Zawsze pojawia się pytanie, skąd to wiem. Mówię wtedy, że ja wiem wszystko.
Miałem jeszcze dzisiaj dodatkowy angielski. Ludzie całkiem fajni, ale zobaczymy potem. Native speaker z Nowej Zelandii też spoko. Tylko poziom wydaje mi się trochę za niski. To znaczy poziom mówienia, że tak powiem, jest okej, natomiast słownictwo, gramatyka - to nawet ja znam. No ale, od czegoś trzeba zacząć.
Haha mam straszną bekę z mojej (byłej już na szczęście) nauczycielki od matmy. Otóż umówiła się z klasą na kartkówkę z funkcji wykładniczej bodajże. Miało nie być rysowania wykresów. Oczywiście było. Kolega pyta się podczas pisania: 'Sorko, ale miało przecież nie być tych wykresów?!', a ona na to: 'Ale są!!!'. I to jest właśnie współpraca z nią. Efekt jest taki, że na 20 piszących jest 10 gał, 1 piątka, 0 czwórek, kilka trójek, a reszta dwóje. Powinszować umiejętności pedagogicznych.
Jutro na szczęście bio, więc koło 12 może będę w domu, chyba, że zostanę w szkole 'w celach towarzyskich'.
R.

9/22/2014

[225] Tak bardzo zadowolony

Haha ale mam dobry humor, nie dość, że Polacy Mistrzami Świata, to jeszcze udało mi się odświeżyć dawną znajomość, ale może po kolei.
Sobota i niedziela minęły nadzwyczaj produktywnie, oby tak było zawsze hehe. Z bio skończyłem cytologię, jeszcze tylko raz wszystko powtórzyć i porobić zadania + przerobiłem dobrze prawie cały nerwowy, do środy skończę. Z chemii ponad 100 zadań z ustalania wzorów rzeczywistych i stechiometrii równań reakcji (czysta przyjemność) + trochę zadań z ustalania wzorów związków organicznych (to męczarnia). Z matmy zrobiłem granice ciągów, zaś z polskiego przeczytałem jednym tchem 2/3 "Wesela".
Jako że R. chce iść na architekturę, poprosił mnie o kontakt do jakiegoś architekta. Wydobyłem więc maila do dawnej koleżanki z dzieciństwa, starszej ode mnie o parę lat, teraz już szanowanej Pani Architekt. Fajnie było odnowić znajomość, coś takiego daje pozytywnego kopa i pozwala spojrzeć np. na moją szkołę i życie zupełnie inaczej.
Jutro ciężki dzień, mam na 7, więc znowu będę przez 3 dni chodził ledwo żywy z niewyspania. Muszę wstać o 6, więc zanim się położę, zostanie mi jakieś 5 godzin snu, jutro to samo. Jeszcze najgorsze, że o tej 7 mam chemię. Mój mózg nie pracuje przecież o tak nieludzkiej godzinie, zaczyna dopiero koło 9-10. Jestem głupi, wiem, ale zastanawiam się nad przyniesieniem zaświadczenia od lekarza, że lekcje mogę zaczynać najwcześniej o 9. Jednak chyba byłaby to lekka przesada.
Z tego wszystkiego zapomniałem krótko opracować przykładowy temat na ustny DSD, ale zrobię to jutro na okienku, a nawet, jak nie, to nic się nie stanie haha
Jutro będę kontynuował poszukiwania nauczyciela rysunku dla R., mam już nawet pomysł.
Zacząłem (po raz setny chyba) zdrowo się odżywiać, bawię się na przykład w robienie ciekawych sałatek na lunch do szkoły.
R.
A w słuchawkach brzmi: (piękne i prawdziwe w moim przypadku)

9/19/2014

[227] Piąteczek

Było tak jak chciałem, a mianowicie na HiS rozmawialiśmy o aktualnej sytuacji politycznej w Polsce i na świecie, nie zajmowaliśmy się na szczęście historią. W klasie Sorka zrobiła podobno wczoraj awanturę, że nic im się nie chce robić, w związku z czym będą mieć normalne lekcje z podręcznikiem. Mi też to chciała zafundować, ale powiedziałem, że ja się w żadnym stopniu nie utożsamiam z tą klasą, a należę do niej tylko formalnie, bowiem cokolwiek łączy mnie tylko z dwoma kolegami z tejże klasy, a z klasą jako taką - zupełnie nic. I podziałało, bo to (smutna) prawda.
Tak więc historia przebiegła przyjemnie, na koniec rozmawialiśmy sobie jeszcze o lekarzach w naszym mieście. Doszliśmy do wniosku, że teraz coś takiego jak 'powołanie' prawie nie istnieje, większości lekarzy zależy tylko na kasie. Smutne...
Miałem tylko historię, więc po lekcji pokręciłem się jeszcze chwilę po szkole, po czym pojechałem do domu. Porobiłem sobie trochę cytologii i ustalania wzorów związków. Koło 17 poszedłem na rower. Poszedłem sam, bo nikt nie miał czasu. Miałem zamiar zrobić standardowe 15 km, ale tak dobrze mi się jechało, że zrobiłem ostatecznie 25 w godzinę. Nie najgorzej, biorąc pod uwagę, że na górskim raczej siłą rzeczy nie mknie się zbyt szybko. Spaliłem 600 kalorii, więc kiedy wróciłem do domu, mogłem z czystym sumieniem zjeść obiad (w sumie to nawet całkiem zdrowy). Zanim wziąłem prysznic, poszedłem z psem na spacer i zjadłem rzeczony obiad, zrobiła się 20. Nic więcej nie chciało mi się robić, więc obejrzałem jakiś film sensacyjny, śmieszny swoją drogą.
Jutro muszę pouczyć się cytologii i nerwowego, zrobić pierdylion zadań z chemii i trochę z matmy. Nie mogę się zebrać do tego 'Wesela' jakoś.
Chyba będę zaraz zbierać się spać, bo rower mnie pozytywnie wykończył. Nie wiem, jak to zrobiłem, ale tak dziwnie wczoraj się ułożyłem w trakcie snu, że przy odwracaniu głowy w prawo, okropnie boli mnie ta strona karku. Najgorsze jest to, że już kilka razy smarowałem maścią przeciwbólową, jednak nic to nie pomogło. Robiłem sobie masaż, nagrzewałem to miejsce, rozciągałem i nic. Tabletek nie chcę brać, bo nie bardzo mogę. Nie mam pojęcia, jak to się stało, pierwszy raz coś takiego mi się zdarzyło. I przecież nawet śpię zawsze bez poduszki, bo to dobrze robi na plecy... Miejmy nadzieję, że dziś będzie lepiej.
R.

9/18/2014

[228] :)

Miałem dziś całkiem przyjemny dzień, jak rzadko kiedy. 
Zupełnie inaczej było wczoraj. Lekcje skończyłem bowiem o 11, ale musiałem zostać jeszcze trochę w szkole, bo mam też inne zobowiązania. Byłem więc w domu koło 14. Zjadłem obiadek, przeczytałem jeden temat z cytologii. Bardzo zachciało mi się spać, gdyż trzy dni z rzędu spałem po 5 godzin na dobę. Stanowczo za mało. Dlatego położyłem się pod kocykiem na kanapie w salonie, aby uciąć sobie półgodzinną drzemkę. Ledwo przysnąłem, przylazła mama z pracy i włączyła telewizor. Nie dało się już dalej tam spać, nawet poduszki go nie zagłuszały. Przeniosłem się więc bez słowa wyjaśnienia i w pełnym ubraniu do swojego łóżka. Padłem, owinąłem się w kołdrę, głowę wsadziłem między poduszki, zakryłem oczy i zasnąłem. Było to o 16, a obudziłem się (a raczej obudzili mnie) po 18. W ogóle spojrzałem na zegarek przy łóżku i pokazywał 6, przeraziłem się, że to 6 rano następnego dnia. Nieprzytomny zwlekłem się z łóżka, choć mój organizm mógłby spokojnie spać do rana. Poszedłem z psem na spacer i zrobiłem jeszcze kolejny temat z cytologii. Później położyłem się spać wyjątkowo wcześnie, bo o 22 30, a wstałem o 9 następnego dnia. Wreszcie się wyspałem i mogłem normalnie funkcjonować, co zapewne też miało wpływ na przebieg dzisiejszego dnia.
Dzisiaj bowiem miałem tylko niemiecki o 12, było ciekawiej niż zwykle, gdyż robiłem próbne egzaminy DSD. Później mniej więcej do 15 siedzieliśmy i gadaliśmy sobie z kumplem, R. Bardzo spodobał mi się jego pomysł, bowiem R. chce sobie zrobić "Kac Vegas w Krakowie". Zazdroszczę mu polotu, jest ode mnie młodszy o rok, a ma taką fantazję.
Następnie o 16 byłem w domu, zjadłem obiad i o 16 20 musiałem wyjść na inne spotkanie. Wróciłem koło 19, ale od razu poszedłem na spacer z psem i zrobiła się prawie 20. Teoretycznie miałem przygotować się na jutro na Historię i społeczeństwo z postaci Dmowskiego i Piłsudskiego, ale czas nie pozwolił. Cóż, tydzień temu miałem historię I wojny światowej, to w tym tygodniu zrobimy sobie społeczeństwo, czyli pogadamy o aktualnej sytuacji politycznej, bowiem wiele się dzieje.
Bardzo polecam przeczytać sobie ten artykuł o efektywnej nauce:
R.
P.S.
Mam znaleźć dla R. nauczyciela rysunku i głowię się teraz, jak to zrobić, póki co mam tylko dziwne pomysły...

9/17/2014

[230] ***

Jestem tak zmęczony, że nie mam siły nic pisać. Dziś też się nie wyśpię niestety. Niemniej jednak idę spać.
R.

9/15/2014

[231] Poniedziałek

Dzisiejszy dzień był dość ciężki. Spałem niecałe 5 godzin, wstałem o 6, ale miałem raczej spowolnione obroty. Wyjechałem rowerem z domu za 5 siódma, a lekcja zaczynała się o 7 10. Jednak wniosek z tego jest taki, że jak się chce, to można. W szkole byłem w 10 minut, a zwykle zajmuje mi to 20. Nie obyło się bez nieprzyjemnych incydentów, bowiem wchodzę na przejście z rowerem na zielonym, a samochody dalej jadą. Kierowcę, który prawie mnie potrącił, zwyzywałem najgorzej, jak się dało i wysłałem go do wszystkich diabłów.
Na chemii zacząłem organiczną. Trochę opornie idą mi te zadania, ale początki są zawsze najtrudniejsze. Na okienku odpocząłem chwilę i powtórzyłem bio i polski. Na polskim na szczęście tylko oglądałem "Wesele", a jutro będę kontynuował.
Na biologii przez całą godzinę robiliśmy zadania maturalne z jakiegoś tajemniczego zbioru ćwiczeń z Omegi. Nauczycielka mnie pochwaliła i powiedziała, że bardzo ładnie nauczyłem się wydalniczego! Szok!!! Raczej rzadko zdarza się jej tak komukolwiek powiedzieć. Cieszę się, bo zaczęła uczyć mnie 'wstrzelania się w klucz'. Poza tym bardzo poleciła mi ten zbiór zadań z Nowej Ery 'Teraz matura'. Mówiła, że przeczytała sporo zadań i bardzo się jej podobają, typowo maturalne, a zna się na rzeczy. Ja zostawiam je sobie jednak na powtórki przed maturą w II semestrze.
Później miałem jeszcze niemiecki, ale to była raczej przegadana lekcja. Rozmawialiśmy m. in. o korkach, ale stwierdziła, że 'na cholerę' mi te korki, jak i tak mam indeks. 'Żeby tylko kasę wywalać?' Chyba rzeczywiście je sobie odpuszczę. Uwielbiam moją Soreczkę, nawet się z nią dzisiaj przejechałem kawałek samochodem.
Umówiłem się też na matematykę, Pan Doktor Hab. wydaje się być bardzo miły, chociaż ocen wyższych niż 2 raczej się nie spodziewam, ale przecież oceny w liceum nie świadczą absolutnie o niczym (powiedział ten ze średnią 5,14).
Siedziałem sobie w szkole do 4, trochę towarzysko, a trochę przez formalności (kolejne).
Kiedy wróciłem do domu, nie miałem na nic siły. Musiałem odsapnąć. Za naukę wziąłem się koło 19, ale porobiłem tylko trochę zadań z organicznej na jutro.
Jestem niepocieszony, że lato i ciepłe dni już się kończą. Uwielbiam bowiem pędzić na rowerze, do granic wytrzymałości swoich mięśni. Najbardziej lubię stan, kiedy nie myślę już ani o bólu nóg, ani o innych sprawach podczas jazdy. Wyłączam myślenie. Ten stan jest po prostu nieziemski. Wrzucam obie najwyższe przerzutki, jestem tylko ja, rower i pusta droga. Super! A uczucie, kiedy po zejściu z roweru nie można chodzić - bezcenne. Za to dzięki temu nogi robią się coraz ładniejsze.

Lecę spać, bo mi zaraz głowa odpadnie ze zmęczenia.
R.
Bardzo ładna piosenka, w sumie nawet prawdziwa:

9/13/2014

[233] Podsumowanie

Post będzie długi, gdyż w tym tygodniu trochę się działo.
Najważniejsze z tego wszystkiego jest to, że wreszcie mam jako-tako ustalony plan. Muszę umówić jeszcze matmę i będzie już wszystko.
Innym ciekawym wydarzeniem było ustalanie chemii. Otóż okazało się, że w mojej szkole nie ma chętnego nauczyciela do uczenia mnie. Nauczycielka mojej klasy nie, bo nie, inna nie, bo ma dużo godzin, a ta, z którą miałem w zeszłym roku też nie, bo również ma dużo godzin (całe 7 w tygodniu!). Wstępnie dyrektor przydzielił mi właśnie tę ostatnią. Okej, więc idę do niej i mówię, że chcę się umówić. Na to ona, że nic o tym nie wie, ale i tak mnie nie weźmie, bo nie ma czasu. Spoko. Było już koło 14, więc dyrektora nie było. Wysłałem następnego dnia do niego wychowawcę. Z jego późniejszej relacji dowiedziałem się, że dyrektor, jakby to powiedzieć, troszeczkę się wściekł. Stwierdził, iż dokonał przydziału godzin poszczególnym nauczycielom, przygotował dokumenty do urzędu i nic go nie obchodzą jakieś obiekcje ze strony nauczycielki. Ma mnie wziąć, bo to jest polecenie służbowe i koniec. Ach ten pan dyrektor. Wychowawca zadzwonił więc do tej nauczycielki i poinformował ją o rozstrzygnięciu. Nie była zadowolona, wręcz bardzo niezadowolona, ale nic nie mogła zrobić. Koniec końców zadzwoniła do mnie (sama z siebie!) następnego dnia i umówiliśmy się na lekcje. Była miła. Średnio mi się jednak one uśmiechają - dwa razy na 7 rano.
Poza tym miałem jeszcze polski, skończyliśmy (w dwie lekcje) "Ludzi bezdomnych" i od poniedziałku zaczynamy "Wesele". Nie chce mi się tego czytać, dlatego ograniczę się do streszczeń i opracowań, które de facto nauczycielka sama mi daje...
Angielski się znowu nie odbył, ale to żadna strata. Biologia również, jednak od poniedziałku będzie już regularnie. Miałem też historię, nastawiłem się na dyskusje o aktualnej sytuacji politycznej, a tu (niemiła) niespodzianka - będziemy mówić o I wojnie światowej. Nuda.
Najlepsze, że muszę przynieść usprawiedliwienia za pierwszy tydzień września, chociaż dokumenty o NI złożyłem w poniedziałek pierwszego...
Z ciekawszych rzeczy: poznałem kolejną studentkę leku na WUM-ie. Nie pocieszyła mnie, bo mówi, że I rok był dla niej koszmarem. Tzn. w sensie ilości materiału do ogarnięcia. Natomiast był też pozytywny akcent: ludziom z mojej szkoły bardzo łatwo jest odnaleźć się na tej uczelni, bo jest nas tam po prostu dużo na wszystkich latach. Trochę mnie to uspokoiło.
Haha w ogóle mam nowy sposób, co robić, jak nie chce mi się pracować na lekcji. Otóż najlepiej jest przywołać temat znienawidzonego przez nauczycieli dziennika 'elektrycznego', na który klną, ile wlezie. Schodzi do końca lekcji.
Z tego wczorajszego wesela zebrałem się w końcu koło pierwszej. Chciałem poczekać do tortu. Swoją drogą jestem pozytywnie zaskoczony, jak mocną mam głowę. Wypiłem sporo, a w ogóle nie czułem. Może to dlatego, że cały czas coś przegryzałem... 
Rodzice mówili, że możemy wrócić razem, ale oni siedzieli w końcu do czwartej nad ranem, a ja już wtedy słodko spałem. Byłem zdziwiony, jak mało zapłaciłem za taksówkę, bo jednak kawałek jechałem. Oczywiście jak zwykle zapomniałem kluczy. Na szczęście siostra była w domu, ale już dawno spała. Zastosowałem swoją ulubioną metodę, aby dostać się do domu w nocy. Mianowicie dzwoniłem bez przerwy dzwonkiem przez trzy minuty. Tak, dzwonkiem. Jest głośniejszy niż domofon, którego raczej by nie usłyszała. Koniec końców efekt był taki, że udało mi się ją zbudzić i wpuściła mnie do domu.
Zaczynam trochę panikować, poważnie zastanawiam się nad korkami z chemii. Z tym, że nie jest to takie proste. Muszę uruchomić kilka kontaktów (a raczej moja mama), bo u mnie w mieście bardzo ciężko załapać się na korki do dobrego nauczyciela-egzaminatora. Nie wiem, zobaczymy.
A teraz bardzo przyjemny wieczór. Rodzice po południu wyjechali sobie, wrócą jutro wieczorem, więc jesteśmy sami z siostrą w domu. Ona siedzi sobie grzecznie u siebie w pokoju przed laptopem, a ja mam cały dom dla siebie. Wezmę więc sobie długą kąpiel, a później może pooglądam ID Discovery. Polecam, szczególnie 'Doctor G'.
Życzę Wszystkim równie miłego wieczoru!
R.

9/12/2014

Wesele vol. 2

Kolejne wesele. Siedzę tu i nudzę się, właściwie nikogo nie znam. Nawet się trochę upiłem, ale jakoś tego nie czuję. Pomieszałem wszystko co było i nie czuje się lepiej. Bimber jest paskudny, nawet wypiłem trochę wódki, ble. Nie wiem, czy dobrze robię. Chyba zaraz zamówię taxi i wrócę zurück nach Hause. 
A najlepsze, że na poniedziałek mam przeczytać Wesele Wyspiańskiego.
R.

9/09/2014

[237] Biofeedback

Przepraszam za brak posta wczoraj, ale miałem dołek trochę. W ogóle coraz bardziej przeraża mnie, jak ludzie, a właściwie ludzie w moim wieku, potrafią być dla siebie nawzajem okrutni, w dodatku bez jakichś konkretnych i uzasadnionych powodów. (Nie, nie piszę w tej chwili o czymś, co spotkało mnie, lecz mojego przyjaciela R. Taka luźna dygresja...)
Dzisiaj natomiast zostałem w domu, gdyż nie miałem akurat żadnych lekcji. Ogarnąłem biochemię, wydalniczy i trochę redoxy z chemii. Więcej mi się już nie chciało.
Zapisałem się na biofeedback EEG, chcę chodzić przez cały rok, aż do matury. Jutro mam pierwszą sesję. Jestem mega ciekawy, jak to wszystko wygląda, ale słyszałem, że bardzo pomaga np. w nauce do egzaminów i z radzeniem sobie w sytuacjach stresowych. W sumie trening ten został opracowany swego czasu przez NASA, więc może być fajnie. Dla niewtajemniczonych: Biofeedback
Poza tym może uda zrobić mi się jutro lekcję biologii. Mam w planach również umówić się wreszcie na matematykę z moim Panem Dr i na chemię. Średnio mi to pasuje, bo będę musiał czekać na sorkę od chemii 3 godziny zegarowe. Mam niby numer telefonu, ale jakoś wolałbym to załatwić osobiście. Cóż, jeśli akurat nie będę miał co robić przez te 3 godziny, to raczej nie będę czekać i wrócę do domu.
Hehe dostałem wczoraj pierwszą ocenę w tym roku: śliczne 6 z wypracowania z niemieckiego. Oby tak dalej.
Dowiedziałem się też, że jeśli chcę np. podczas pisania matury pić wodę, przyjąć leki albo zjeść batonika (!) itd., muszę mieć odpowiednie zaświadczenie lekarskie o takiej potrzebie. Chore. Niemniej jednak przyniosę takie zaświadczenie do końca września razem z innym i deklaracją maturalną.
A i jeszcze powiesiłem sobie nad biurkiem wzoru pierścieniowe rybozy, deoksyrybozy, glukozy etc. Może dzięki temu wreszcie je zapamiętam
R.

9/07/2014

[239]

Dzisiejszy dzień minął pracowicie. No, w miarę. Zacząłem się uczyć już od 9, najpierw polski, potem niemiecki, później znowu polski, dalej biologia i tak zeszło z krótkimi przerwami dla psa do 16. Uczyło mi się dobrze, bowiem byłem sam w domu, wreszcie mogłem wykorzystać potencjał swoich głośników, chociaż i tak tylko w połowie. Jakbym włączył na maxa byłoby chyba jak w klubie.
Później trochę dłuższa przerwa i rowerek, a później spacer z psem. Bardzo przyjemny dzień. Udało mi się sklecić pracę z niemieckiego, mam nadzieję, że nie narobiłem głupich błędów, jak zwykle.
Jutro do szkoły na 9, najpierw polski, później 2 okienka (zjem śniadanie i może pouczę się bio), a dalej niemiecki. I tym sposobem najpóźniej o 13 będę w domu, jeśli nic się nie zmieni.
Bardzo odpowiada mi taki tryb, bo wreszcie czuję, że normalnie pracuję, a raczej będę pracował, jak już się wszystko do końca poukłada z planem i nauczycielami. Póki co gonię klasę, bo jestem średnio 2 działy z każdego przedmiotu za nimi w tyle.

R.
Cały czas słucham Bena:

9/06/2014

[240]

Miało to wyglądać inaczej. Obudziłem się przed 8, myślałem, czy by nie wstać i nie zacząć się uczyć z rana, ale czułem się jeszcze bardziej zmęczony, niż kiedy kładłem się spać. Dlatego też z trudem zasnąłem ponownie i pospałem do 11 30. Zanim się ogarnąłem, zrobiła się 13 30. Pouczyłem się trochę bio, a konkretnie biochemii, ale o 15 poszedłem na rower. Kiedy wróciłem było już po 16. Zostałem zagoniony przez rodziców do szykowania grilla i łącznie z owym grillem trwało to do 17 30. Potem pouczyłem się jeszcze trochę tej biologii i poczytałem 'Ludzi bezdomnych'. Stwierdziłem, że nie dam rady skończyć tego na poniedziałek + jeszcze samodzielnie ogarnąć teorię z Młodej Polski. Nie wiem, co to będzie... Czas pokaże. Mało tego na poniedziałek muszę napisać wypracowania na niemiecki pod kątem egzaminu DSD. Super.
Postanowiłem, że te soboty i niedziele muszą wyglądać zdecydowanie inaczej, bo nie dam rady z maturą.
R.

9/05/2014

[241] Zmiana

Dziś jest dzień kilku ważnych zdarzeń. Po pierwsze - otrzymałem kolejne stypendium, całkiem przyzwoite, coś koło 4 tys. Po drugie - dostałem nowego nauczyciela od matmy, innego niż ma moja klasa. Cieszę się z tego, bo choć podobno Pan Doktor Habilitowany Profesor Nadzwyczajny (serio ma taki tytuł, wykłada na paru uczelniach) strasznie ciśnie, ze sprawdzianów są praktycznie same gały, ale za to tłumaczy świetnie. W tej chwili ma z nim tylko jedna klasa w mojej szkole i jest bardzo zadowolona, gdyż wcześniej uczyła ich właśnie ta moja (była już, uff) nauczycielka. Fajne uczucie wiedzieć, że ani z tą matematyczką, ani z inną chemiczką nie będę miał już nigdy nic wspólnego, pomimo że moja klasa i owszem. Tak za jedną, jak i za drugą nie przepadałem.
Haha teraz już przynajmniej rozumiem, dlaczego dyrektor tyle zwlekał ze złożeniem dokumentów do wydziału edukacji urzędu miejskiego. Przejął się chłopina, że będę zdawać matmę R, a mam jej tylko 2 godziny w tygodniu w szkole i w dodatku z marną nauczycielką. No proszę, kto by się po nim tego spodziewał...
Z lekcji odbył się dziś tylko polski. Sorka nie była zadowolona, że finalnie przeczytałem tylko 'Chłopów' i zacząłem 'Ludzi bezdomnych'. O olimpiadzie ani o maturze już nawet nic nie wspominałem... W listopadzie jedziemy z nią na koncert do Opery Narodowej. Cieszę się, bo bardzo lubię bywać w takich miejscach, np. w Teatrze Narodowym. Poziom jest tam po prostu mistrzowski. A poza tym będzie pretekst żeby znowu pojechać na weekend do Warszawy do K.
Biologia się nie odbyła, bo nauczycielka nagle chce czekać na oficjalny przydział godzin. Niech sobie czeka, mi jest wszystko jedno. I tak nie mam jakoś na razie ochoty na te lekcje za bardzo.
W szkole jeszcze mi trochę zeszło, ale bardziej towarzysko niż edukacyjnie :) W domu byłem po południu. Musiałem odpocząć. A później porobiłem coś niecoś zadanek z chemii, zaczynam powtórki do matury. Dzisiaj mole, nudzą mnie te zadania.
R.
Fajna nutka:

9/04/2014

[242] Głos rozsądku

Uff nareszcie skończyłem. Immunologia i zadanka do niej ogarnięte, wydalniczy też jako-tako. Jestem strasznie zmęczony, od 6 rano na nogach. Myślałem, że po matmie poczekam sobie trochę i będę miał angielski. Czytam więc sobie bio, a tu nagle (nie)spodzianka: sms - Soreczka się nie wyrobi. Cóż, żadne zaskoczenie. Poszedłem więc na niemiecki mojej teoretycznej grupy, głównie po to, żeby sobie pogadać, tak z dwoma kumplami P. i M., jak i z Sorką. (Swoją drogą straszne co ta matura robi z ludźmi, P. co najmniej poważnie zaniedbuje przez nią swoją pasję, do której ma ogromny talent. Szkoda, bo wiem, że to kocha i zawsze sprawiało mu dużą satysfakcję, bo i spore sukcesy były <smuteczek>) I czas jakoś zleciał. O 12 byłem w domu, próbowałem czytać trochę tej immunologii, udało mi się tylko jeden temat, ten o chorobach. Dalej nie dałem rady. O 14 musiałem znowu wyjść, bo o 15 lekarz. Wróciłem do domu przed piątą, ogarnąłem wydalniczy i porobiłem zadań z odpornościowego. No i zeszło do 21, z małą przerwą.
Abstrahując już od tego, rozmawiałem dziś poważnie z osobą, która jest moim 'głosem rozsądku'. Podjąłem decyzję, że z trudem, ale odmówię mojej polonistce startu w olimpiadzie. Boję się, jak na to zareaguje, może mnie nie zabije... Odpuszczę też maturę R z polskiego, no chyba, że coś mi się jeszcze odmieni do lutego. Co ponadto? Pisałem już kiedyś o korkach, ale teraz trochę panikuję i myślę nad takowymi z bio i chem. Niemniej jednak pozostanę raczej tylko przy matmie. W sumie to nauczanie indywidualne jest trochę jak korki, w szczególności, gdy skończę materiał w grudniu, to będziemy rozwiązywać z nauczycielami (wszyscy starzy egzaminatorzy) przez 4 miesiące próbne matury, powtarzać i oczywiście intensywnie się pytać z bio. Od matmy nauczycielkę mam średnią, tzn. nie umie za bardzo tłumaczyć, ale jest jakimś tam nauczycielem-konsultantem od matematyki dla innych nauczycieli, więc przynajmniej jest na bieżąco ze wszystkimi cudownymi pomysłami odnośnie nowej matury. Od chem jestem bardzo zadowolony z nauczycielki, wiele osób, także z mojej klasy, chodzi do niej na korki. Z bio również, bo bardzo dobrze wie, o co pytają na maturach. Przepraszam za ścianę tekstu, ale porządkuję swoje myśli pisząc. Także korki z bio i chem chyba nie są niezbędne, w przeciwieństwie do matmy. Moja klasa ma w tym roku 6 godzin planowo + 2 godziny fakultetów tygodniowo, a ja tylko 2. I znamienna większość zdaje P, nie wiem, czy ktoś oprócz mnie porywa się na R. Dlatego przyda się pójść do dobrego korepetytora. Nie wiem tylko jeszcze do kogo. Na pewno będzie to nauczyciel z mojej szkoły. Mam dylemat, bo jeden mieszka dwie minuty pieszo ode mnie, ale nie wiem, jak uczy do R, bo do podstawy ponoć świetnie. Z kolei drugi, o którym słyszałem co najmniej 3 bardzo dobre opinie, mieszka na drugim końcu miasta, koło P. Więc ciężka decyzja przede mną, ale to dopiero w październiku.
Wow, ale odbiegłem od tematu. Wracając do rzeczonego, to z moim 'głosem rozsądku', który maturę m.in. z bio ma już za sobą, doszliśmy do następujących wniosków:
1. Nie można być dobrym ze wszystkiego, trzeba wybrać sobie profesję.
2. Powtórki 'od początku' z bio trzeba zacząć już od września, a całość powtarzać zdecydowanie więcej, niż 2 razy. Ile dokładnie, oczywiście nie da się określić - po prostu aż do całkowitego nauczenia się.
3. Lepiej teraz zrobić więcej i mieć w kwietniu więcej luzu, niż obudzić się na miesiąc przed maturą z ręką w nocniku.
Hmmm i znowu wyszło dużo tekstu... Nie mam siły pisać dalej. Lecę zjeść jakąś delikatną kolację, wziąć prysznic i odpoczywać przed lapkiem i TV, a potem wreszcie spać.
R.
P.S.
Wczoraj miałem otrzymać od wychowawcy telefon z informacją od dyrektora, że mogę już się oficjalnie umawiać. Ani wczoraj, ani dziś nie otrzymałem żadnego telefonu. Widziałem się i z wychowawcą, i z dyrektorem, a żaden nic nie wspominał. Ja do żadnego dzwonić nie będę. Dlatego powiedziałem sobie, że mam totalnie wywalone na tego dyra i jego śmieszny 'zakaz' umawiania się z nauczycielami. Co on mi zrobi za to, nakrzyczy na mnie? Chociaż ja bym mu nie radził. Więc od jutra umawiam się ze wszystkimi nauczycielami już jawnie i oficjalnie!

9/03/2014

[243]

Robi się stopniowo coraz ciężej. Dzisiaj rano miałem pierwszą biologię, oczywiście przez 20 minut pytaliśmy się, z tego, z czego miałem się przygotować. Później przerobiliśmy szybko odporność swoistą, ale i tak musiałem się dziś tego pouczyć w domu. Następna lekcja w piątek i mam przygotować się właśnie z immunologii i układu wydalniczego. Dodatkowo jutro o 7 rano matma, więc musiałem powtórzyć ciągi. Zajmiemy się granicami i jak dobrze pójdzie, zakończę ciągi na początku przyszłego tygodnia. Później do końca września tylko trygonometria i zaczynamy trzecią klasę. Także dzień był dziś szybki. A jutro będzie dziwny. Po tej matematyce czekam 3 godziny na angielski. Mógłbym wrócić do domu, ale zostanę w szkole w swojej sali (tylko ja z niej korzystam w tym roku), w ciszy pouczę się biologii, kupię i zjem sobie w spokoju śniadanie, na przerwach pogadam z kolegami i pójdę do nauczycieli. Powinno być okej. Robi się coraz bardziej monotonnie, ale może to i dobrze, zawsze brakowało mi takiej rutyny.
A tymczasem zbieram się powoli spać, bo muszę wstać jutro o tej nieludzkiej porze :(
R.
P.S.
Miałem wrzucić ten link już wczoraj, ale zapominam. Bardzo polecam obejrzeć wszystkim przyszłym lekarzom ;)

9/02/2014

[244] Bałagan

Piszę krótko, bo jestem zmęczony i nie mam za bardzo siły. Rano byłem u lekarza, nie zdążyłem nawet zjeść śniadania. Później pojechałem do szkoły, poumawiałem się wstępnie na lekcje. Koło 10 30 wróciłem do domu, by na 13 30 znowu jechać do szkoły, ale tym razem już rowerkiem. Odbyłem kolejną rozmowę z dyrektorem, który powiedział, żebym póki co nie umawiał się z nauczycielami. Już trochę za późno hehe. No ale, mam nadzieję, że głowy mi nie urwie. Po tej rozmowie ustaliłem jeszcze terminy dwóch lekcji, odebrałem dyplom z wczoraj (nawet fajny). Jutro mam już pierwszą lekcję - biologię, w związku z czym musiałem powtórzyć, a właściwie nauczyć się od nowa, krążenia i immunologicznego. Krwionośny wydaje mi się, że umiem. Gorzej odpornościowy, stanąłem na odporności swoistej, której nie mogę zrozumieć. Mam nadzieję, że sorka, jak już mnie jutro gruntownie przepyta, wytłumaczy mi to. A tymczasem padam, spałem może z 6 godzin, na nogach jestem od 6 30 (czyli ponad 16 godzin), a jeszcze muszę siąść raz nad planem, ażeby ułożyć go od nowa oraz poczytać trochę tych "Ludzi bezdomnych". W ogóle bardzo dobrze się czyta tę książkę, wciągnęła mnie. Kurczę, rok szkolny się jeszcze dobrze nie zaczął, a ja już jestem zmęczony wieczorem, oj niedobrze to wróży...
A w ogóle hit dzisiejszego dnia. Mamy bowiem od tego roku dziennik 'elektryczny', przynajmniej według mojej biolożki i polonistki.
I znowu nie posprzątałem w pokoju.
R.
Słucham sobie przed snem (albo przy nauce biologii), wycisza i relaksuje:

9/01/2014

[245] 9/1

Nie lubię swojej szkoły, głównie dlatego, iż nie ma w niej takiego dnia, aby coś się nie zadziało. Już 1. września miałem trochę nerwów, ale od początku.
Rozpoczęcie miałem o 10, pojawiłem się w szkole jakoś o 9 45. Zgodnie z moim 5-letnim zwyczajem nie chodzę na apel ani na rozpoczęcie, ani na zakończenie roku. I dzisiaj się to na mnie zemściło, bowiem mój kochany wychowawca nie raczył mnie poinformować, że mam odbierać oficjalnie jakąś ważną nagrodę, głównie za olimpiadę. A najgorsze jest w tym wszystkim to, że większość nauczycieli widziała mnie wcześniej siedzącego na korytarzu. I oczywiście wyczytywali kilka razy moje nazwisko przed całą szkołą, a mnie nie ma. Tak więc później, kiedy wszyscy wychodzili już z apelu, mijając mnie, mówili mi o tym, a nauczyciela od historii (nawiasem mówiąc przemiła kobieta, serio) nawet strasznie na mnie naskoczyła. Musiałem się nieźle tłumaczyć, ale ostatecznie (chyba) przed wszystkimi wyszedłem z twarzą.
Później pojechałem odebrać orzeczenie w sprawie nauczania indywidualnego. Z tego wszystkiego zagapiłem się i przejechałem dwa przystanki dalej. Musiałem lecieć potem kawał na piechotę, ale no cóż, za głupotę się płaci. Odbiór orzeczenia trwał może ze 40 minut, bowiem dopiero jak przyszedłem, zabrali się za jego drukowanie i pieczętowanie. Następnie wróciłem do szkoły, zahaczając przy okazji o sklep papierniczy. W tym roku nie kupowałem x zeszytów, tylko jeden gruby kołonotatnik z sekcjami i brulion do matmy. Trochę już jak 'sztudent'. Kiedy dotarłem do szkoły, musiałem poczekać na szanownego pana dyrektora, z którym to odbyłem ciężką rozmowę, że jak to, przecież przy 12 godzinach nie przygotuje się do matury itd. itp. ble ble ble. Nawet w sumie nie chciało mi się mu niczego tłumaczyć i wyjaśniać, bo sprawie nauczania indywidualnego nie ma on zupełnie nic do powiedzenia.
Zapomniałbym napisać o sytuacji, na którą czekałem całe wakacje. Mianowicie wchodzę do sekretariatu, pytam się, czy szef jest (nie było) i pytam się grzecznie, czy wobec tego mogę złożyć teraz dokumenty. Pani sekretarka podniesionym głosem, oburzona, dosłownie krzyknęła: "Jakie dokumenty?!!!". A ja na to spokojnie, szybko i zwięźle: "wf, religia i wdż". Nie przyjęła, kazała mi czekać na dyra. Taka zapracowana, aż mi jej szkoda.
A później już luzik. Miłe popołudnie. Miałem w planach ogarnąć ten burdel, który nazywa się moim pokojem, ale mi się odechciało.
Podsumowując: działo się dzisiaj!
R.