10/03/2014

[213] Śmierć

Czwartek minął dosyć... luźno. O 9 50 miałem mieć matematykę, ale okazało się, że jest jakieś spotkanie z przedstawicielami BTU Cottbus, więc upiekło mi się tym razem w związku z niezrobionymi zadaniami. Dalej był sprawdzian z bio, który poszedł mi niestety słabo. Najśmieszniejsze jest to, że kazała mi robić wybrane przez nią zadania ze zbioru Omegi i Nowej Ery, a mi nie chciało się ich przejrzeć dzień wcześniej. Ale trudno. Dowiedziałem się za to, że babcia mojej biolożki walczyła w Powstaniu, była sanitariuszką. I tutaj pojawia się coś ciekawego, większość starszych ludzi, w tym rzeczona biolożka, nie lubi filmów o tematyce II wojny światowej. Rozumiem taką postawę, ale sam przyjąłem zupełnie inną, uważam, iż młodzi ludzie powinni jak najczęściej oglądać filmy, czytać książki etc. o takiej tematyce. Często przedstawiają one bowiem ludzi takich jak my - młodych, pełnych siły, uśmiechniętych, zakochanych... Jednak młodzież tamtego okresu była też inna od nas. Na pewno byli to ludzie bardziej kulturalni, ale też odpowiedzialni. A patrząc na swoich kolegów (i czasem na siebie) stwierdzam, że tego właśnie nam brakuje.
Dużo ludzi mówi, że 'Miasto 44' to słaby film. Być może pewne rzeczy, powiedziałbym - detale, mogłyby być zrobione lepiej. Niemniej jednak podejmowana problematyka, a nawet sama fabuła, nie są słabe. I tak należy na to spojrzeć. To nie jest film, który ma pokazać super ekstra efekty specjalne albo fajny romans. Nie, ma pokazać, jak to faktycznie wyglądało, że lała się krew, na ulicach podczas walk leżały porozrywane ludzkie ciała. Pokazać grozę i tragedię tamtych dni, desperację tych ludzi. Bardzo wymowna była np. scena w której Stefan włożył sobie pistolet do ust i 'chciał' strzelić. Chciał? No właśnie - nie chciał, ale był tak zdesperowany i zrozpaczony, że nie miał innego wyjścia. To jest tylko jeden przykład, takich scen był więcej.
Film nie jest łatwy i przyjemny. Zdziwiłem się, kiedy odmówiono nam wyjścia szkolnego. Ale teraz rozumiem argumenty nauczycieli, że młodzież nie jest w stanie w pełni zrozumieć tego filmu.
Niemniej jednak szanuję każdą opinię, nawet tę krytyczną, a tu po prostu wyrażam swoją.
Dzisiaj natomiast miałem tylko historię, ale zrobiliśmy sobie społeczeństwo, czyli nic. Podziwiam moją nauczycielkę - mama zmarła jej w czwartek wieczorem w zeszłym tygodniu, a ona już od środy normalnie w pracy. I nawet się trochę śmieje, aczkolwiek jest ubrana na czarno.
Nigdy nie myślałem, że tak będzie, ale jednak dzieje się - mam umierającego dziadka, już drugiego. Mniej więcej rok temu miał operację na nowotwór płuc, złośliwy. Radio- i chemioterapia też były. I nawet było już lepiej, prawie normalnie. To 'normalnie' chyba się jednak zemściło, bowiem dziadek (bardzo mądrze) pozwolił sobie na więcej, w tym na alkohol w dużej ilości. Lekarz powiedział: najprawdopodobniej alkohol wszedł w interakcję z chemią i rozwinął się zupełnie nowy nowotwór, nie-przerzut: zaawansowany rak przełyku, nieoperacyjny. Brzydko to brzmi, ale trochę ma to na własne życzenie: już 1,5 miesiąca temu czuł się znacznie gorzej i moja mama mówiła, żeby nie czekał na wizytę, tylko poszedł jak najszybciej do lekarza. Ale nie, po co, lepiej czekać. No i się doczekał, gdyż jeszcze miesiąc temu tego nowotworu, w opinii lekarza, praktycznie nie było i można go było wyleczyć. No cóż...
Nie może jeść, wszystko zwraca, wobec czego założą mu gastrostomię przezskórną (czyli rurkę przez skórę do żołądka). I tyle, będą coś może jeszcze robić, ale to już jest tylko leczenie paliatywne, poprawiające komfort ostatnich dni.
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nawet nie mogę się normalnie pożegnać, bo rodzina wymyśliła, żeby nic dziadkowi nie mówić. Owszem, informacja, że umiera, nic mu nie pomoże, ale uważam, że każdy pacjent ma prawo do pełnej informacji o swoim stanie zdrowia i rokowaniach.
Wiem, że zabrzmi to trochę nieładnie, ale z tym dziadkiem nie jestem bardzo związany emocjonalnie, więc nie przeżywam tego wszystkiego. Z drugim byłem o wiele bardziej i pomimo, że minęło już 12 lat, wciąż nie mogę się z tym pogodzić, bardzo tęsknię. Pocieszam się, że nie tylko ja tak mam, przykładu nie muszę szukać daleko, chociażby R., z tym że jego dziadek zmarł dwa lata temu.
Podsumowując to wszystko: śmierć zawsze jest tragedią, raz mniejszą, raz większą, ale zawsze cholernie boli.
R.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uprzejmie informuję, że wszelkie formy dyskredytowania mnie i moich poglądów nie będą tolerowane, a komentarze tego typu - niezwłocznie usuwane.